MOJE FOTO (7)

MOJE FOTO (7)

Ktoś wnikliwy spytał mnie kiedyś, czy jestem w stanie faktycznie zobaczyć tamten świat, patrząc nań bezustannie przez obiektyw aparatu, przez pryzmat robionego ujęcia. Dociekał, czy aby na pewno, robiąc zdjęcia, zauważam wszystko. Czy nie umyka mi wiele detali i zdarzeń. Doprawdy nie wiem. Jestem natomiast przekonany, że jeśli nie zrobię znaczących dla mnie zdjęć, będzie mi się wydawało, że mnie tam w ogóle nie było. Odczuwam wtedy więcej niż niedosyt. Pustka. Są takie zdjęcia, które nazywam nienarodzonymi dziećmi. To zdjęcia pstryknięte okiem, tylko okiem, bo aparat nie miał szans. Tak bywa, gdy pędzimy jakąś drogą i zatrzymanie auta jest niemożliwe, mimo że to, co przed momentem ujrzałem, byłoby wspaniałym obrazem. W myśli przeklinam naszego poczciwego kierowcę, któremu nawet przez myśl nie przejdzie, że właśnie na mijanym polu ryżowym straciliśmy w jednej linii strzału dwoje pochylonych staruszków, tuż za nimi dwa rozpadające się groby, a w oddali dwa wieżowce miasta osnute mgłą. Obrazy niepoczęte. Niektóre z nich jeszcze dopadnę albo… namaluję!

W szkole uczy się poprawnych odpowiedzi: interpretacji zamierzeń autora utworu literackiego, znaczenia wiersza czy powieści. Wychowani jesteśmy tak, że wiemy, co w twórczości cenić, a co ganić. Co wypada uznać za dzieło, a co nie jest warte uwagi. Katecheta zaś wpaja nam, czego się należy wstydzić, bać. Wychowanie i edukacja produkują ludzi na kształt matryc, ze sztampowym, jednakowym podejściem do życia. W rezultacie wszyscy wykształcają w sobie podobną wrażliwość i przyjmują tę samą estetykę. Zachwycają się piękną tęczą, przy czym trędowate dziecko już budzi litość, a do kremacyjnego ghatu w Waranasi nie wypada nawet iść, a co dopiero go fotografować. Większość szuka podobnych wzruszeń i podobnych „wartości”. To się chyba nazywa fałsz. Jest taka pani, pracownik naukowy krakowskiej wyższej uczelni, która, jak się zdaje, zawsze miała mnie za dobrze ułożonego i inteligentnego chłopca (do czasu). Sama uwielbia obrazki dalekich gór przy zachodzie słońca oraz obrazki natury, wzorzyste motyle skrzydełka czy barwne pióra papug z Wysp Kanaryjskich. Mieszka z kanarkami i czytuje filozofów. A w fotografiach czeka na objawienie. Na jakąś wielką, mądrą prawdę schowaną na dnie. Na przekaz, który będzie ponad codziennością. Moje zdjęcia oglądała w sposób specyficzny. Jakby obierała cebulę. Zdjęcie po zdjęciu, warstwa po warstwie, szybko zrywała białą cebulową otoczkę. Odkładała fotografie na bok, pobieżnie na nie zerknąwszy, coraz niecierpliwiej skubiąc ich stos. Dążyła ku jądru. Jakież było jej rozczarowanie, gdy po pozbyciu się ostatniej łupinki, przełożeniu ostatniej papierowej fotografii, została w obliczu pustki. Niczego nie znalazła. Bo nie było zdjęcia klucza. Nie było przekazu, który by złapała. Owe zewnętrzne płatki, które beztrosko odrzucała jeden po drugim, jako nieistotne, były właśnie moją treścią. Ona szukała głębi intelektualnej, istoty sprawy, sedna przyczajonego gdzieś w korcu. Zaś ja znajduję estetyczną sytość w tym, co wybrane zdjęcia ukazują na samej powierzchni ludzkiej egzystencji.

Nadmierny apetyt? Wznoszenie się ponad ziemię, a potem zamieszkanie choć na chwilę w tajemniczej dali miałoby w sobie sporą dawkę adrenaliny, zapewniłoby poczucie odroczenia. I wiarę w darowanie ostatecznego. Wiarę w nieśmiertelność. Bo czyż można umrzeć na raka w kosmosie? To się bodaj nigdy nie zdarzyło! Obca planeta. Tak, chciałbym przeżyć taką ekscytację. Obawiam się jednak, że tam zabrakłoby mi najważniejszego – ludzi. Tego, jacy są, jak wyglądają i jak żyją. I robi się jasne i oczywiste, że świat oglądam przede wszystkim dla jego żyjących elementów. Dla osób, zwierząt i roślin. Dla homo sapiens i jego zróżnicowanego otoczenia. Nie dla statycznych obrazów, wykopalisk archeologicznych, zabytkowych budynków czy muzeów dokumentujących miniony czas. Przeszłość odpłynęła bezpowrotnie wraz z ludźmi, którzy w niej istnieli. Mnie interesuje tu i teraz. I do przodu. Na tyle, na ile się da. Moje pragnienie daje się łatwo zdefiniować – ujrzeć świat, w którym żyję, dopóki żyję. Są zakątki świata, które buzują życiem, tętnią krwią, pociągają chaosem codzienności. Nachapać się, nawciągać tego świata. Podróże to pasja mojego życia. Albumy z fotografiami to udokumentowanie tej pasji. Tym mają być.

„Wiesz, waszymi fotografiami chętnie bym wytapetowała wszystkie ściany w moim mieszkaniu.” Parę lat temu usłyszałem takie zdanie. Izabela już nie żyje, ale to zdanie zostało we mnie – mam je za największy komplement, jakim kiedykolwiek obdarowano moje poczynania artystyczne.

Dodaj komentarz

Close Menu
×
×

Koszyk