Paweł Daniel
Zalewski

Rodowity krakowianin. Z powołania nauczyciel,      z   wykształcenia  anglista,  z rozsądku businessman. Syn malarki Wandy Macedońskiej.

Indywidualista spod znaku Ryb, numerologiczna jedynka. Znak Zodiaku każe mu bezustannie utrzymywać się, jak rozbitkowi, na fali miotanej siłami  przeciwnych   sobie emocji, biegnących  w   dwie    różne    strony.    Te  przypływy i odpływy, tylko pozornie ze sobą skłócone, tworzą jego spójny świat. Niepokorny, uparty, kompulsywny.

Kiedyś rysował, teraz pisze i fotografuje. Życie opiera na formach kolorach, emocjach i przeczuciach. Synestetyk, więc świat odbiera, mieszając zmysły. Wychowany w domu, który mylił surrealistyczne kształty i plątał kolory. Pewnie   dlatego   ośmiesza bezbarwność i stereotypy. Dostrzega porowatą powierzchnię życia. Wyławia dźwięki, których inni nie chcą słyszeć. Fascynuje go brudna strona ludzkiej egzystencji.

Śpieszy się. Od dzieciństwa prześladowany przez ostateczne wyroki. Wciąż     ucieka     przed  przeznaczeniem, a powstające w ostatnich kilkunastu latach   książki   i   fotografie   są wyrazem i rezultatem tej ucieczki. Kilka miesięcy w roku spędza wraz z żoną na indywidualnie organizowanych wyprawach.    Są     gęste    od     zdarzeń i szaleńczych stanów świadomości. Bo trzeba   przechytrzyć  czas. Doświadczać i pisać. Obiektywem łapać inne światy.

Niespodziewanie dla samego siebie zaprzyjaźnił się z komputerem. Godzinami wędruje po internecie, szukając osobliwych miejsc na innych kontynentach i zapomnianych lub niedocenionych nagrań, a w nocy, siedząc przy laptopie, tworzy  swoje  opowiadania i powieści. Ze słuchawkami na uszach. Odkrywa wykonawców wywodzących się z kręgu muzyki underground i niszowych twórców alternatywnego rocka. Zgłębia muzykę etniczną krajów, które zwiedza.

Muzyka towarzyszy mu przez całe życie – pewnie dlatego, że wrodzona synestezja pozwala mu odbierać ulubione dźwięki kilkoma zmysłami naraz. Słucha Morrisseya, Chopina, Skriabina, Pete`a Doherty`ego, Alexa Turnera, grupy Vestusta Morla, Elbow, Scotta Matthewsa, Artura Rojka,  fado, rocka peruwiańskiego i tajskiego. Najchętniej czyta Williama Somerseta Maughama, Stefana Zweiga, Francisa Scotta Fitzgeralda, Janusza Głowackiego, Andrzeja Stasiuka, Williama Whartona, Wiesława Myśliwskiego.

Nie trawi: smaku i zapachu mięsiwa, gimnastyki i lekcji WF, chodzenia na spacer, zakonnic, chleba-waty, objazdowych wycieczek grupowych, kremów i olejku do opalania, życiowych naiwniaków, gastroskopii, inżynierów i wojskowych, kondolencji, wznosić lub wyśpiewywać toastów, beretów na głowach, patek i pasków na płaszczach, odgarniać śnieg z podjazdu, zakopywać się na plaży w grajdołku, śmiać się z kawałów, dzielić się opłatkiem, śniadania w łóżku, grilla w altanie, ciast i ciastek, wesel, odoru potu, wesel, prac w ogrodzie, porządków w domu, kiboli i poborowych, fajerwerków i eksperymentów zamiast literatury, stać w kolejce, iść u lekarza, konfesjonału, niekumatych kelnerek, emeryckich działek, zapachu szpitala; meblościanki, piwa, ciast i ciastek, prezerwatyw, napojów zimnych i gorących, chodzić spać wcześniej, by wstać rano.

Kocha: wszystkie języki świata, pomidory bez skórki, uczyć w szkole, kolory,   szybko chodzić   i   szybko pracować, lata 70. w Trójce i Radio Luxembourg, grzbiety książek, rodzinne fotografie i listy sprzed stu lat, swój laptop, tajskie zupy, indyjskie dania khadai i madras, design lat 60., kreatywność, punktualność, przebywać na Rynku Głównym, polować na stare książki, wszystko luzem w jednej kieszeni spodni, reportaże i biografie, odwiedzać Koninki pod Turbaczem, wódkę, melatoninę, sok z marchwi, ostre przyprawy,   duże    przeszklenia,   widoki z góry; przebywać kilka kilkanaście tysięcy kilometrów od codzienności

Puzzle bez pudełka. Bez instrukcji. Mnie się układają. A czasem nie. Ale to nie ma znaczenia.

Wejdź, zobacz, poczytaj:

×
×

Koszyk